Kontakt

Jak zabezpieczyć polska własność w północnej i zachodniej Polsce wobec roszczeń niemieckich (17.05.2008)

W sobotę, 17 maja 2008r. w Warszawie odbyła się konferencja poświęcona problemowi terytorialnych roszczeń niemieckich. Wśród gości zaproszonych do wygłoszenia referatu był także poseł Bogusław Rogalski, który przedstawił Statystykę roszczeń na Warmii i Mazurach.

TEKST REFERATU:

Statystyka roszczeń na Warmii i Mazurach

    O majątkowych roszczeniach obywateli Niemiec mówi się niewiele. To temat niewygodny i niepoprawny politycznie. Drogą dyplomatyczną staramy się łagodzić stosunki polsko-niemieckie, ale niejako za kulisami tych oficjalnych i ugrzecznionych rozmów, dzieją się rzeczy, jak na XXI wiek, niebywałe. Tzw. późni przesiedleńcy, czyli obywatele polscy o pochodzeniu niemieckim, wyjeżdżający w latach 60-80 tych ubiegłego stulecia do Niemiec i porzucający świadomie i dobrowolnie obywatelstwo polskie i nieruchomości w Polsce, wracają i próbują odzyskać to, czego się niegdyś zrzekli. Niejednokrotnie wiąże się to z przymusem opuszczenia domów przez ludzi, którzy takie posiadłości zamieszkują od lat. Na Warmii i Mazurach, gdzie takie roszczenia się zaczęły, odnotowano dotychczas około 170 wniosków, na drodze administracyjnej i cywilnej, o odzyskanie mienia. Ciągle też pojawiają się nowe tzw. zapytania o mienie zakwalifikowane przed laty przez władze PRL jako „majątek opuszczony”.
    W 2002r. Ziomkostwo Wschodniopruskie zorganizowało w Olsztynie zlot, w trakcie którego rozdawano ulotki z twarzą małej, uśmiechniętej dziewczynki i napisem „Heimat nur für Oma?” (Czy ojczyzna tylko dla babci?), i kontaktem do Ziomkostwa . Na stadionie, gdzie miało miejsce to spotkanie i na okolicznych ulicach miasta rozdawano także mapy z granicami Prus Wschodnich z 1937r., a wszystko to za zgodą władz samorządowych.
    Dwa lata później „Die Zeit” drukuje odpowiedź na list jednego z tzw. wypędzonych, który zażądał odszkodowania od Rządu Niemieckiego za majątek pozostawiony w Polsce. W tekście czytamy” „Republika Federalna zrezygnowała wprawdzie z roszczeń terytorialnych wobec Polski i uznała granice, jednak nie zrezygnowała poprzez to z indywidualnych roszczeń Niemców” . Dalej urzędnicy sugerują czytelnikowi, aby ten wystąpił na drogę sadową przeciwko Polsce. Po wejściu Polski w struktury Unii Europejskiej otworzyła się zaś droga formalno-prawna do roszczeń. Wszystkie koszmary, które pojawiały się wcześniej tylko w głowach eurosceptyków zaczęły nabierać realnych kształtów. Obywatele Niemiec, którzy przed laty opuszczali Polskę w poszukiwaniu lepszego życia, wyczuwając sprzyjającą koniunkturę, zaczęli się dowiadywać jak porzucone mienie odzyskać. A, niestety, nie jest to trudne. Niedoskonałości „Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Polska a Niemcami” z 1991r., w którym nie znalazł się zapis o rezygnacji z wzajemnych roszczeń majątkowych, niedoskonałości w przejmowaniu opuszczanych posiadłości, a w końcu „dziury” w polskim prawie i zaniechanie uregulowania ksiąg wieczystych. Wszystko to stało się przyczyną rosnącej liczby pozwów kierowanych przeciwko osobom prywatnym, ale w ogromnej większości przeciwko Państwu Polskiemu. Jak podała „Gazeta Wyborcza” w przedruku za „Rzeczpospolitą”: „władze niemieckie wiedzą o co najmniej kilkuset majątkach, które odzyskali byli właściciele. Niemcy, którzy utracili swe dobra w Polsce, w swoim kraju otrzymali tzw. świadczenia wyrównawcze. Zgodnie z obowiązującymi od 2004r. przepisami osoba, która odzyskała majątek, powinna sama zawiadomić urząd o tym fakcie i zwrócić pieniądze. Z danych urzędu wynika, że świadczenia wyrównawcze na łączna sumę 3,6 mln. euro zwróciło około tysiąca Niemców” .
    Z powodu wadliwie skonstruowanego prawa, nie zabezpieczającego przed roszczeniami obecnych właścicieli majątków, nazwijmy je, poniemieckich, droga do odzyskiwania majątku porzuconego w Polsce jest stosunkowo prosta. Wystarczy że obywatele Niemiec, jeśli nie mają dokumentów świadczących o dawnym prawie własności, udadzą się do Archiwum Państwowego lub Starostwa Powiatowego. Tam otrzymują wszelkie interesujące ich dane. W latach 2005-2006 olsztyńskie Archiwum Państwowe w Olsztynie wydało ob. Niemiec 52 kserokopie Ksiąg Wieczystych. Następnie, w zależności od drogi prawnej, pojawia się wniosek do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (jeśli to droga administracyjna) lub do sądu (jeśli to droga cywilna). To główne tory roszczeń. Oprócz nich pojawił się w Warmińsko-Mazurskiem wniosek o odszkodowanie finansowe w wys. niemal 2,6 mln. zł za mienie zbyte przez Gminę Jedwabno. W swoim pozwie Agnes Trawny udowadnia, że Gmina bezprawnie sprzedała część terenu gospodarstwa rolnego, należącego przed laty do jej ojca. Sąd Okręgowy roszczenie odrzucił .
    Jednak najbardziej jaskrawymi i najgłośniejszymi przykładami roszczeń na Warmii i Mazurach są dwie sprawy, doskonale opisujące wspomniane dwa tory roszczeń.
    Pierwsza z nich, zakończona korzystnym dla ob. Niemiec wyrokiem, to sprawa posiadłości należącej do Emila Rogalli, a odzyskanej wyrokiem Sądu Najwyższego przez jego córkę Agnes Trawny. Zgodnie z nim, w grudniu tego roku cztery polskie rodziny, mieszkające w Nartach, Gm. Jedwabno, stracą dach nad głową. Trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że o majątki ubiegają się nie nieznani nikomu Niemcy, lecz ludzie, którzy w Polsce spędzili dzieciństwo i wczesną młodość. Wywłaszczani teraz mieszkańcy domu, którym od niemal 30-tu lat zarządzali i który remontowali z prywatnych pieniędzy opowiadają, że już pod koniec lat 90-tych Agnes Trawny, która w Nartach się wychowywała, wynajęła domek i spacerowała po okolicy. Nikomu nie przeszkadzało, że robiła zdjęcia i wypytywała ludzi szczegóły własności. Traktowano ją jak przyjaciela, bo niektórzy z nich, tak jak Władysław Głowacki, dzisiaj także zmuszony do opuszczenia swojego domu, chodzili z nią do szkoły. Jednak na przełomie 2003 i 2004r. okazało się, że te spacery i pogawędki miały swoją przyczynę. W kwietniu 2004 r. zapadł wyrok I instancji (Sąd Rejonowy w Szczytnie) w sprawie z powództwa Agnes Trawny o uzgodnienie treści Księgi Wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym, nakazujący wpisanie powódki w Dziale II KW jako właściciela kilkunastu działek ziemskich wraz z zabudowaniami, na łączną powierzchnię ok. 50 ha. Gmina Jedwabno odwołała się od tej decyzji i Sąd Okręgowy w Olsztynie przyznał jej rację. Od tego wyroku odwołała się z kolei Agnes Trawny i wspomnianym orzeczeniem Sądu Najwyższego w grudniu 2005r majątek odzyskała. Dlaczego tak się stało?
    W 1954 r. zmarł Emil Rogalla, ojciec Agnes Trawny. Rdzenny Mazur, który po II wojnie światowej zadeklarował narodowość polską i zachował majątek. Umową zawartą w 1970 r. Agnes Trawny stała się spadkobierczynią gospodarstwa o łącznej powierzchni 59, 12 ha. Nie chciała jednak mieszkać w Polsce. Od połowy lat 60-tych starała się o zezwolenie na wyjazd do Niemiec, a w 1973 r. zwróciła się do Rady Państwa o zezwolenie na zmianę obywatelstwa na niemieckie. W 1977 r. wyjechała, nie rozporządziwszy uprzednio gospodarstwem. Po trzech miesiącach od jej wyjazdu Naczelnik Gminy Jedwabno stwierdził, że na podstawie art. 38 ust. 3 ustawy z dnia 14 lipca 1961 r. O gospodarce terenami w miastach i osiedlach właścicielem nieruchomości jest już Skarb Państwa. W zapisie wspomnianego artykułu czytamy: „nieruchomości stanowiące zgodnie z art.2 ust. 1 lit. b) Dekretu PKWN z dn. 08.03.1946 r. o majątkach opuszczonych i poniemieckich własności osób, którym wobec uzyskania przez nie stwierdzenia narodowości polskiej służyło obywatelstwo polskie, przechodzą z mocy samego prawa na własność Państwa, jeżeli osoby te w związku z wyjazdem z kraju utraciły lub utracą obywatelstwo polskie, osoby te tracą prawo rozporządzenia nieruchomością z dniem, w którym złożyły właściwym organom polskim dowód osobisty i otrzymały dokument uprawniający do wyjazdu za granicę”). W 1999 r. założono więc odpowiednią Księgę Wieczystą i jako właściciela wpisano w niej Skarb Państwa.
    Wszystko byłoby jasne gdyby Agnes Trawny nie dowiodła przed sądem, że tryb przejęcia był niezgodny z prawem i że ona, jako spadkobierczyni, zachowała prawo własności. Sąd I instancji stwierdził bowiem, że zastosowanie artykułu, na który powołał się Naczelnik wymagało spełnienia trzech przesłanek: 1. Agnes Trawny musiała być właścicielką gospodarstwa od 01.01.1945r., 2. musiała uzyskać stwierdzenie narodowości polskiej, a następnie 3. obywatelstwo to utracić w związku z wyjazdem z kraju. Oczywiste było, że nie spełnia pierwszego warunku.
    Podobny pogląd – i jest to dla mnie niezrozumiałe działanie – wyraził Sąd Najwyższy, mimo zawartych w uzasadnieniu wyroku rozważań. Z jednej strony bowiem Sąd stwierdza, że „przepis art. 38 ust. 3 dotyczy również wypadku, gdy osobie takiej przysługuje udział w spadku, w skład którego wchodzi nieruchomość (…). ” Rozwijając, spadek stanowi ogół praw i obowiązków zmarłego, a więc także spadkobiercę obejmuje rzeczony artykuł. Z drugiej jednak strony, sędziowie przywołują argumentację szczycieńskiego Sądu Rejonowego i to ten pogląd ostatecznie bierze górę: „(…) utrata własności nieruchomości, o której stanowi art. 38 ust. 3 ustawy z dnia 14 lipca 1961 r. dotyczy jedynie tych osób, które po stwierdzeniu ich narodowości polskiej i uzyskaniu obywatelstwa polskiego zachowały własność nieruchomości należących do nich przed 1 stycznia 1945 r., a następnie w związku z wyjazdem z kraju utraciły obywatelstwo polskie; nie dotyczy to następców prawnych tych osób. Takim następcą prawnym jest powódka, a więc zastosowanie wobec niej art. 38 ust. 3 ustawy nie było uprawnione ”.
    Był to wyrok precedensowy, mimo że nasze prawo nie uznaje precedensów. Drogą, nazywaną obecnie potocznie, „ścieżką Agnes Trawny”, idą kolejni obywatele Niemiec. Z danych, zebranych przez moje Biuro, około 2/3 z nich opiera się właśnie na rzeczonym art. 38 ustawy z 1961r. Jeśli wykażą tyle determinacji, co Agnes Trawny, skutki są łatwe do przewidzenia. Warto tu wspomnieć, że mimo zapewnień o powrocie w strony ojczyste i deklaracji osiedlenia się na „odzyskanej ojcowiźnie” Agnes Trawny dzieli posiadłość należącą niegdyś do jej ojca na działki, które powoli sprzedaje. Dotychczas, posługując się kolokwializmem, zarobiła ok. 300 tys. zł.
    Drugi tor roszczeń na Warmii i Mazurach, to nieuregulowane księgi wieczyste. Głośno jest zwłaszcza o dwóch, bliźniaczo podobnych sprawach, mogących ukazać jak zaniedbania urzędników Polski Ludowej wpływają na obecny poziom życia, czyli o sprawie państwa Olender ze Zdor pod Piszem i sprawie państwa Andrzejczyk z Olsztyna.
    W Zdorach Gm. Pisz od niemal 30-tu lat w domu po właścicielach, którzy wyjechali do Niemiec mieszka rodzina p. Marianny Olender. Opowiada ona, że kiedy w 1978r. była właścicielka, Adela Doroch wyjeżdżała z rodziną do Niemiec, podpisała z nią umowę, na mocy której miała ona rozporządzać nieruchomością jak swoją. Wzajemne stosunki układały się świetnie. Państwo Dorochowie dzwonili, przysyłali paczki. Zapewniali, że nigdy do Polski nie wrócą, a nawet dziwili się, że stan prawny nieruchomości nie został dotychczas przez samorząd uregulowany . Sytuacja się zmieniła, kiedy zmarli. W 2001 r. zjawił się Walter Doroch, syn byłych właścicieli i zażądał zwrotu ponad 10 ha gospodarstwa wraz z zabudowaniami. Dowiódł przed sądem, że umowa, którą spisali w obecności sołtysa państwo Doroch i państwo Olender nie ma mocy prawnej. Nie pomogły starania Marianny Olender o przyznanie jej własności do spornej ziemi przez zasiedzenie. Sąd Rejonowy w Piszu odrzucił jej wniosek, w uzasadnieniu podając, że „obejmując w posiadanie przedmiotowe gospodarstwo Marianna Olender była w złej wierze i dlatego nie ma wymaganego ustawą okresu nabycia własności (30 lat) ”. Jako dowód złej wiary, sąd przywołał brak aktu notarialnego określającego własność i wpisane nazwisko matki Waltera Doroch w Dziale II KW. Efektem dość długiej drogi prawnej było wezwanie do opuszczenia nieruchomości, wystosowane przez Waltera Dorocha. Czytamy w nim: „Proszę o zastosowanie się do wezwania w nieprzekraczalnym terminie do 15 maja 2006 r. W wypadku dalszej zwłoki w realizacji wskazanego orzeczenia Sądu Walter Doroch zmuszony będzie do realizacji wyroku w drodze postępowania egzekucyjnego za pośrednictwem Komornika przy Sądzie Rejonowym w Piszu ”. Polską rodzinę uratował, tymczasowo, fakt, że w polskim prawie nie istnieje pojęcie „eksmisji na bruk” a mająca zapewnić im lokal socjalny gmina Pisz, takowych nie posiada. Obecnie jednak, po moich prośbach, Starostwo Powiatowe w Piszu przygotowuje pozew o odzyskanie nieruchomości… także na podstawie art. 38 ust. 3 ustawy O gospodarce terenami w miastach i osiedlach. Adela Doroch, wyjeżdżając z Polski zrzekła się obywatelstwa, a IPN-ie zachował się zaświadczający to dokument. Wyciągając dalsze wnioski wyrok Sądu Rejonowego w Piszu, wyrok przyznający Walterowi Dorochowi prawo własności rzeczonej nieruchomości jest niezgodny z rzeczywistym stanem prawnym. Zgodnie bowiem z jedna z podstawowych zasad cywilistycznych, nie można przenieść na drugą osobę więcej praw niż się samemu posiada. Rzeczywistym właścicielem nieruchomości, byłby więc Skarb Państwa.
    Druga rodzina, rodzina państwa Andrzejczyk z Olsztyna, nie ma tyle szczęścia. Oni sami muszą bronić swoich praw, chociaż przejęcie ich domu nastąpiło w bliźniaczy sposób. Albert i Margarete Reinsh, zajmujący sporną nieruchomość przed II wojną światową, w 1981r. wyjechali do Republiki Federalnej Niemiec, zrzekając się na granicy obywatelstwa. Mimo to Księga wieczysta nie została uaktualniona i Sąd Rejonowy w Olsztynie, wyrokiem z dn. 17.11.2006r. , przyznał Norbertowi Reinsh, synowi Alberta i Margarete, prawo do spadku, a 08.03.2007r. założono nową księgę z Norbertem Reinsh jako właścicielem. Po niespełna roku sprzedał on nieruchomość prywatnej firmie, a ta niemal trzykrotnie podniosła p. Andrzejczyk opłaty czynszowe.
    Jak podaje Warmińsko-Mazurski Urząd Wojewódzki nieruchomości w podobnej sytuacji jest w regionie o wiele więcej. Po sprawdzeniu przez Starostwa Powiatowe ksiąg wieczystych nieruchomości zarządzanych przez Skarb Państwa okazało się, że ok. 30 tys. nieruchomości ma nieuregulowany status prawny w tym w samym mieście Olsztynie dotyczy to 10 kamienic . W ubiegłym roku Zarządzeniem Nr 61 Prezesa Rady Ministrów na ich porządkowanie przeznaczono 900 tys. zł , jednak jak twierdzą zajmujący się tym problemem urzędnicy, to kropla w morzu potrzeb.
    Podobnych spraw do wyżej wspomnianych jest (lub było) na Warmii i Mazurach wiele. Niedawno nagłaśniano medialnie sprawę olsztyńskiego osiedla 116 domków jednorodzinnych, terenu olsztyńskiego cmentarza komunalnego, terenu przystani Olsztyńskiego Klubu Sportowego czy kolejnych domów tym razem w gminie Purda, o które upomnieli się Niemcy. Ogólna powierzchnia terenów objętych roszczeniami na Warmii i Mazurach to niemal 1400 ha, a szacunki są zatrważające. Samorządowe Kolegium Odwoławcze podawało w marcu ub. roku liczbę 130 wniosków ob. Niemiec o unieważnienie decyzji przejęcia nieruchomości, które wpłynęły do niego od 2004 r. , a w grudniu uaktualniło dane o następnych 8 wniosków . Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie podaje liczbę kolejnych, zgłoszonych już, 4 wniosków i alarmuje, że liczba roszczeń może dojść do 40, a na terenie Nadleśnictwa Jedwabno roszczeniami może być objętych ok. 2000 ha lasów (dotychczas Nadleśnictwo Jedwabno zwróciło już ok. 54,5 ha lasów) . Agencja Nieruchomości Rolnych w Olsztynie zaś podlicza powierzchnię terenów objętych wnioskami roszczeniowymi na niemal 620 ha (sic!).
    To nie są małe liczby, a ujęto w nich dotychczas jedynie tzw. późnych przesiedleńców, czyli pokolenie dzisiejszych 50-60-latków lub ich dzieci. Pozostaje jeszcze kwestia roszczeń tzw. popoczdamskich, czyli autochtonów z terenów należących przed 1945r. do III Rzeszy, a przesiedlonych na mocy Traktatu Poczdamskiego. Nie zdecydowali się oni na przyjęcie tuż po zakończeniu II wojny światowej obywatelstwa polskiego i wyemigrowali do Niemiec. Teraz, za pośrednictwem „Powiernictwa Pruskiego” Rudiego Pavelki, złożyli oni pozwy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Warmii i Mazur dotyczy pięć z nich. Byli właściciele ziemscy domagają się zwrotu sześciu ulic Lidzbarka Warmińskiego (m.in. ul. Warszawskiej, ul. Grabowskiego, ul. Wierzbickiego i ul. Bartoszyckiej – leżących w centrum miasta i gęsto zabudowanych) oraz budynków w centrum Olecka i Ełku. Czy się im uda mienie odzyskać, nie wiadomo. Na razie Trybunał nie zajął stanowiska.
    Powyższe dane przedstawiają obraz dość ponury (aby je zobrazować dokładniej ujęto je w załączonej tabeli 1.). Warmia i Mazury są realnie zagrożone roszczeniami. Nie wszystkie ze zgłoszonych spraw kończą się w sądach, czy to administracyjnych, czy cywilnych. Część z nich, to dopiero przygotowania do batalii o nieruchomości. Do różnych instytucji trafiają pisma o treści: „Ja Edith Walczak, z domu Popielarski (…) wraz z mężem chcemy powrócić i zakończyć życie w miejscu urodzenia, we wsi Jaśkowo nr domu 20. (…) jakie mamy podjąć kroki prawne by fizycznie przejąć ten spadek (…)” lub pojawiają się ludzie robiący zdjęcia, czy poszukujący map w Wydziałach Geodezji. Trudno też się dziwić rozgoryczeniu Polaków tracących po wielu latach zasiedlania w dobrej wierze opuszczonych przed laty domów. Dlatego jak najszybciej powinno zostać uchwalone nowe prawo blokujące prawo roszczeń do majątków, których ktoś się dobrowolnie zrzekał. Dobrym wyjściem byłoby np. skrócenie na terenie Ziem Odzyskanych okresu nabycia nieruchomości przez zasiedzenie w złej wierze do 20 lat, regulacja Ksiąg Wieczystych oraz podjęcie rozmów dyplomatycznych z Republiką Federalną Niemiec na tyle skutecznie, aby przejęła ona roszczenia swoich obywateli tak, jak zrobiła to Polska z mieniem zabużańskim. Polacy muszą się czuć we własnym kraju bezpiecznie i nie formułować oskarżeń typu: „należy stwierdzić, że interes obywateli polskich i Rzeczypospolitej polega na tym, by nie zapadały orzeczenia tego typu,, jakie wydał SR w Piszu” zwracając majątek ob. Niemiec.

Bogusław Rogalski, poseł do Parlamentu Europejskiego

<< powrót